środa, 31 października 2012

Ulubieńcy października - makijaż

Witajcie,
przyszedł czas, żeby podzielić się z Wami kosmetykami do wykonywania makijażu (i nie tylko) po jakie najchętniej i najczęściej sięgałam w październiku. Niektóre z nich stosuję już naprawdę od wielu miesięcy, inne krócej, od kilku tygodni. Ale wszystkie lubię i z czystym sumieniem Wam polecam ;)

Zacznę jednak od książek, które umilały mi czas w tym miesiącu.




Książkę Bobbi Brown "Perfekcyjny Makijaż" mam od kilku miesięcy, przeczytałam ją już dawno temu, jednak ze względu na piękne zdjęcia uwielbiam do niej wracać ;)
Kolejną książką, za którą nie powiem, trochę się nachodziłam jest książka "Paryski Szyk". Książka została napisana przy współpracy francuskiej modelki Ines de la Fressange i dziennikarki Elle Sophie Gachet. Dodatkowo w książce znajdziecie piękne fotografie i grafiki. Książka jest przepięknie wydana i będzie idealnym prezentem dla kogoś kto lubi Paryż, modę, wnętrza, jedzenie itd.

A tak się prezentują moi październikowi naj ;)




1. Inglot 560 cień do brwi. Mam od kilku tygodni i bardzo go polubiłam. Ma chłodny kolor, pigmentacja jest mniejsza, niż w klasycznych cieniach do oczu, co jest zrozumiałe i działa na plus.




2. Dior Eye Designer  moja ukochana paletka do makijażu plus  mascara DiorShow Extase. Nie będę się na jej temat  rozpisywać, a jeśli chcecie o niej trochę więcej poczytać i pooglądać dokładniejsze zdjęcia zapraszam Was TUTAJ .  Lubię ją za kompaktowość i na pewno, będzie moim ulubieńcem również w podróżach.




3. Podkład mineralny Lily Lolo w odcieniu Blondie. Używam go już od kilku miesięcy. Kupiłam go kilka tygodni po zakupie mojego podkładu mineralnego z BareMinerals i polubiłam dużo bardziej.  Kolor jest idealny, nie za chłodny i nie za ciepły, zawiera cynk, który pomaga w walce z niedoskonałościami, ładnie kryje i matuje moją tłustą skórę.  Skład jest krótki i naturalny. Czego chcieć więcej ?              





4. Korektor Mac Studio Finish Concealer w kolrze NC15. Mam go od baaardzo dawna, jednak dopiero od kilku tygodniu używam namiętnie codziennie. Uwielbiam go za super krycie, trwałość i wysoki filtr (35 SPF).

                         
                                         


5. Maybelline Dream Mat Powder. Kupiłam go zachęcona pozytywnymi recenzjami i opłacało się ;) Mój jest w kolorze 03 Golden Beige i z tego co wiem jest to najjaśniejszy odcień. Puder ładnie "gruntuje" podkład z LL i korektor z Maca. Buzia ładnie wygląda cały dzień, a korektor dużo mniej się wyciera. Czy daje on płaski mat ? Tutaj bym się nie zgodziła. Skóra wygląda po prostu naturalnie, nie świeci się ale nie ma też efektu płaskiego matu.



6
6. Róż Mac w odcieniu Pinch O'Peach. Mam go od co najmniej roku, używam codziennie, a zużycie nadal nie jest zbyt duże. Ogromny plus za trwałość, wydajność i kolor. Jednak obecnie marzę o Coraliscie z Benefit, bo podobno kolor to coś pomiędzy różem i brzoskwinką, a ja ostatnio mam fazę na eksperymenty ;)






7. Mac Mineralize SkinFinish Soft and Gentle. Również jest obecny w mojej kosmetyczce od dawien dawna. I już myślałam, że go komuś sprezentuję.... Ostatnio coś mnie natknęło i zaczęłam go używać na róż, który jest matowy a on ma masę drobinek. I tu sprawdził się super, róż stał się mniej różowy i zyskał drobinki . Tak więc mój Maczek zyskał nowe zastosowanie i teraz sięgam po niego codziennie ;)





8. Błyszczyk do ust Clarins Gloss Prodige Candy 04. Możecie poczytać o nim TUTAJ . Nadal używam i lubię.




Znacie te kosmetyki? Używacie ich? Lubicie ?
5

poniedziałek, 29 października 2012

Mój makijaż dzienny

Witajcie,
dzisiaj przedstawiam Wam mój codzienny makijaż ostatnich tygodni. Bardzo go lubię ze względu na stonowane kolory i prostotę. Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale wraz z wiekiem preferuję bardziej naturalne makijaże, matowe i satynowe cienie na powiekach, usta podkreślone naturalnym błyszczykiem, oraz świetlistą i wyrównaną cerę lekko muśniętą różem. Od razu przepraszam Was za kiepską jakość zdjęć, niestety dzisiaj w Krakowie pogoda była mocno zimowa i światło było bardzo kiepskie.







Makijaż jest banalny, a pierwsze skrzypce gra czarna kreska. Na oczy nałożyłam tylko trzy cienie. Satynowym, jasnym cieniem pokryłam całą powiekę, aż pod łuk brwiowy, matowym, jasno brązowym cieniem delikatnie podkreśliłam załamanie, a jasnym, matowym cieniem rozświetliłam kącik wewnętrzny. Kreska jest zrobiona żelowym eyelinerem i pokryta czarnym matowym cieniem. Na usta nałożyłam błyszczyk z Clarinsa o którym pisałam tutaj . Obecnie nadal jest moim naj ;)

A Wy jaki makijaż lubicie nosić w ciągu dnia?

niedziela, 28 października 2012

Szczypta azji na naszym stole ;)

Witajcie,

jak zapewne wiecie (albo i nie;) ponad rok ja i mój mąż mieszkaliśmy na Filipinach i przynajmniej raz w tygodniu jadaliśmy w bardzo dobrej tajskiej restauracji. Po powrocie do Polski bardzo brakowało nam takiego jedzenia i tak pewnego dnia mój ukochany postanowił odtworzyć kilka tajskich dań. Dzisiaj przedstawiam Wam czerwone, tajskie curry. Przepis autorstwa mojego M.








Co potrzebujemy na dwie bardzo głodne osoby lub na 3-4 mniej głodne ;)

  • 1-2 łyżek czerwonej pasty curry firmy: Kanokwan, Asian Home Gourmet, Lobo do kupienia np w Almie, sklepach azjatyckich lub ze zdrową żywnością
  • puszka mleka kokosowego (450 ml)
  • kurczak wg upodobań, czyli może to być pierś (30-40 dkg) , lub podudzia (3 szt)
  • ziemniaki tyle ile chcecie i oczywiście jeśli lubicie, u nas to ok. 10 malutkich ziemniaków (przekrojonych na pół, wymyte i nie obrane), mogą być również bataty (1 duży pokrojony w 1 cm plasterki)
  • 2 małe marchewki, pokrojone w cienkie plasterki
  • 1 papryka (czerwona lub żółta) pokrojona w paski 
  • 2 małe ząbki czosnku, niekrojone (opcjonalnie) 
  • 2 małe szalotki, pokrojone w ósemki
  • świeży imbir (u nas wlk kciuka) pokrojony w cienkie plasterki
  • 10 cm trawy cytrynowej (rozbita trzonkiem noża), lub 1 łyżeczka mielonej ze słoiczka
  • garść orzechów ziemnych prażonych niesolonych, połowa w całości, a połowa rozbita w moździeżu  (mogą być solone ale trzeba będzie uważać na słoność w późniejszym czasie przygotowań)
  • mały pęczek kolendry, połowa drobno posiekana, reszta pozostawiona do dekoracji
  • 1 puszka pomidorów bez zalewy, pokrojonych (450 g)
  • 2-3 łyżki oleju roślinnego
  • 1 łyżka sosu rybnego
  • 1 łyżka sosu sojowego najlepiej jasnego
  • pół limonki (opcjonalnie), dodaje potrawie lekkości, ale zmienia kolor z czerwonego na pomarańczowy
  • 1 papryczka chili (opcjonalnie) nakłuta nożem, 
  • sól, pieprz
  • 250 g ryżu jaśminowego

Przygotowanie:

Na samym początku przygotujcie sobie wszystkie składniki (siekanie, krojenie, mycie itd.), bo później nie będzie na to czasu.

Na średnim ogniu w dużym rondlu z grubym dnem rozgrzewamy 2-3 łyżki oleju, dodajemy pastę curry i cały czas mieszając smażymy, aż całość pasty rozprowadzi się w oleju i zacznie skwierczeć. UWAŻAJCIE, żeby jej nie przypalić, ale jeśli Wam się to przytrafi to wyrzućcie wszystko i zacznijcie od początku.

Następnie dodajemy surowe ziemniaki, marchewkę, imbir, szalotki, czosnek, kolendrę, trawę cytrynową i smażymy wszystko ok 5 minut na średnim ogniu, cały czas mieszając, tak aby warzywa pokryły się pastą. Wlewamy mleko kokosowe, a puszkę po mleku w połowie wypełniamy wodą i dolewamy do rondla. Dodajemy kurczaka (wcześniej można go krótko podsmażyć na patelni), orzechy, chili, pół limonki w całości, wszystko doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień i pozostawiamy na 30-40 minut (krócej jeśli dajemy pierś z kurczaka, dłużej jeśli podudzia).

Następnie sprawdzamy ile zostało płynu (wszystkie składniki muszą być cały czas nim przykryte), jeśli jest go zbyt mało to uzupełniamy wodą. Wrzucamy pomidory i paprykę i gotujemy ok 10 minut. Doprawiamy danie sosem rybnym i sosem sojowym, mieszamy i zostawiamy na 1 minutę. Później próbujemy jak smakuje i w razie potrzeby dodajemy sól i pieprz.

Ryż przygotowujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.

Curry i ryż wykładamy na osobne talerze. Curry dekorujemy kolendrą i orzeszkami, ryż limonką i kolendrą. Na talerze każdy wg uznania nakłada ryż i curry.

SMACZNEGO!!! 

piątek, 26 października 2012

Nowe botki w szafie ;)

Hej Dziewczyny,
zobaczcie co wczoraj przyniósł mi kurier ;)



Zacznę od tego, że potrzebowałam kupić buty na obcasie  (czy to botki, czy kozaki) pasujące do spódnic i sukienek. A ponieważ mam dosyć szczupłe nogi i niestety przez to większość kozaków jest na mnie za szeroka w łydkach, więc wybór padł właśnie na botki.  Szukałam, szukałam i jak zobaczyłam te w salonie Ryłko, nie było mowy o zakupie żadnych innych. Nie wiem, czy też tak macie, ale jak jakieś buty bardzo mi się spodobają, a z jakiś powodów nie chcą być moje (cena, rozmiar itd.) to w dalszych poszukiwaniach, każde kolejne pary będę do nich porównywać. I tutaj niestety było podobnie, bo nie było mojego rozmiaru ;(. Na  całe szczęście przypomniałam sobie, że przecież Ryłko ma sklep internetowy i może tam jeszcze będą. I udało się !!! Kupiłam ostatnią pare. Buty są czarne, ocieplane, z drewnianymi obcasami. Myślałam, że będą nieco niższe niż w rzeczywistości, ale za to są bardzo wygodne. Wykonane są ze skóry licowej, która ma lekko stary wygląd, przez co nie są do końca eleganckie.  Kosztowały ok. 360 złotych.

Zobaczcie same jak się prezentują ;)











środa, 24 października 2012

Rudy Rydz w roli głównej ;)

Hej Dziewczyny,
dzisiaj znowu coś pysznego dla wielbicieli grzybów ;)  Tym razem mój najukochańszy M. upichcił danie z rydzami i smażonymi ziemniakami. Na początku myślał o zrobieniu czegoś bardzo skomplikowanego i zarazem wykwintnego, ale ponieważ był to właściwie nasz "pierwszy raz" z rydzami, więc postanowiliśmy spróbować ich bez zbędnych dodatków, tak by poczuć ich prawdziwy smak. Przepis jest szybki i nie wymaga zbyt wielu składników.

A teraz co potrzebujemy ;)
  • Rydze, rydze, rydze !!! Im więcej tym lepiej, bo podczas smażenia bardzo się kurczą ;(
  • Ziemniaki
  • Cebula 
  • Masło
  • Oliwa
  • Natka pietruszki
  • Sól
  • Pieprz
  • Sok z cytryny 
Nie podaję proporcji, bo wszystko robimy wg własnych upodobań i tego jak bardzo jesteśmy głodni ;)

Ziemniaki gotujemy, a następnie podsmażamy razem z cebulą na maśle z dodatkiem kilku łyżek oliwy.
Rydze oczyszczamy i smażymy na maśle do zrumienienia. Następnie posypujemy posiekaną natką pietruszki, przyprawiamy solą i pieprzem. Na samym końcu rydze skrapiamy niewielką ilością soku z cytryny, po to by przełamać lekko mdły smak dania ;)
Szybko, smacznie i trochę tłusto i niezbyt zdrowo, ale od czasu do czasu można sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa ;)!!!

niedziela, 21 października 2012

Jesień w Ojcowie

Hej Dziewczyny ;)
Dzisiaj udało mi się wybrać z moim M. do Ojcowa. Trochę wstyd się przyznać, ale byliśmy tam pierwszy raz mimo, że od 12 lat mieszkamy w Krakowie ;( Ale jak to się mówi lepiej późno niż wcale !!! Miejsce jest naprawdę przepiękne, bardzo klimatyczne, a nasza, polska, złota jesień dzisiaj aż biła po oczach. Planujemy często tam wracać i zwiedzać tam coraz więcej. 
Kilka zdjęć z dzisiejszej "wyprawy" ;)




















Buziaki :*

sobota, 20 października 2012

Projekt denko czyli zużycia ostatnich tygodni

Witajcie,
dzisiaj przedstawię Wam, jakie kosmetyki ostatnio zużyłam i po krótce co o nich myślę. Oczywiście napiszę Wam również czy mam zamiar do nich w przyszłości wrócić.



Do pielęgnacji ciała od dawna używam różnych balsamów z Neutrogeny (tym razem była to głęboko nawilżająca, kremowa emulsja do ciała). Bardzo je lubię za to, że pięknie nawilżają moją skórę, jednocześnie jej nie podrażniając, co niestety często mi się zdarzało, gdy używałam mazideł z innych firm. Dodatkowo mają bardzo wygodną i higieniczną pompkę.
Kolejnym kosmetykiem, którego używam non stop od jakiegoś roku jest szampon La Roche-Posay KERIUM mikrozłuszczający żel z kwasami LHA na łupież tłusty. Bardzo lubię ten szampon, bo doskonale oczyszcza skórę głowy i naprawdę radzi sobie z łupieżem tłustym. Obecnie używam go co drugie mycie na zmianę z delikatnym, szamponem nawilżającym. Oczywiście mam już kolejną buteleczkę w swojej łazience ;)



Pprzez ostatnich kilka tygodni do pielęgnacji twarzy używałam nawilżającego płynu micelarnego bioHyaluron 4D z EVELINE. Micel był w porządku, nie podrażniał moich oczu, ale jakoś kiepsko radził sobie z mocniejszym makijażem. Obecnie znowu kupiłam płyn micelarny z Biodermy (oczywiście dwie szt w cenie promocyjnej), bo lepiej zmywa makijaż oczu, ale nie wykluczam, że w przyszłości znowu kupię, któryś płyn micelarny z Eveline.
Bardzo polubiłam ekskluzywny tonik nawilżająco-odświeżający z serii blue lagoon z Farmony. Na samym początku przeszkadzał mi jego zbyt intensywny zapach, ale później się do niego przyzwyczaiłam. Tonik jest bardzo delikatny, nie wysusza skóry, ma genialne opakowanie z pompką. Na pewno będę do niego wracać.
Zużyłam również kolejne opakowanie dwufazowego płynu  do demakijażu oczu i ust z Loreala. Makijaż, nawet ten bardzo mocny, zmywa perfekcyjnie, nie podrażnia oczu. Minusem jest mała wydajność i cena. Na razie nie kupiłam kolejnego opakowania, ale w niedalekiej przyszłości pewnie znowu go zakupię.


Z kosmetyków do pielęgnacji twarzy skończyłam krem La Roche-Posay Effaclar-Duo. Jak się u mnie sprawdzał i co ja o nim myślę możecie przeczytać tutaj . Obecnie wydaje mi się, że znalazłam coś lepszego dla mojej skóry ;)
W obecnym projekcie denko znalazł się też krem Vichy Idealia dla skóry normalnej i mieszanej. Jak pisałam w niedawnym poście, uwielbiam ten krem i na pewno będę do niego wracać. Jeśli chcecie dowiedzieć się o nim trochę wiecej, zapraszam tutaj .




Ostatnim i jedynym kosmetykiem makijażowym w zdenkowanych jest pogrubiający tusz do rzęs Ultra Black firmy Bourjois. Jest to mój ulubieniec i odpowiada mi w nim wszystko. Pogrubia, ładnie się utrzymuje, nie kruszy się, ma nasycony czarny kolor i bardzo wygodną szczoteczkę.


środa, 17 października 2012

Coś dla wielbicieli grzybów ;)

Witajcie ;)
W ostatni weekend, mój M. kupił świeże borowiki i postanowił upichcić dla nas coś pysznego ;).
A ponieważ obydwoje bardzo lubimy ryż (chyba zostało nam to po ponad rocznym pobycie w Azji ;) wybór padł na Risotto z grzybami. Cały przepis pochodzi z książki Jamie Olivier w domu (Muza SA Warszawa 2009, wydanie I). A tak przy okazji, polecam Wam książki Jamiego Oliviera, przepisy nie są bardzo skomplikowane, za to jedzenie wychodzi przepyszne i można odkryć zupełnie nowe i nieznane smaki różnych kuchni.

W książce podany przepis jest na 4-6 porcji, ja podam Wam liczbę składników dla dwóch, bardzo głodnych osób, bądź dla trzech nieco mniej wygłodniałych ;)






  • 1 litr gorącego bulionu drobiowego 
  • 1 garść suszonych borowików (choć my daliśmy podgrzybki)
  • oliwa
  • 1 mała cebula, obrana i drobno posiekana
  • 2 łodygi selera naciowego, przycięte i drobno posiekane (my ich nie mieliśmy, więc składnik został pominięty)
  • ok. 250 g ryżu na risotto
  • pełny kieliszek białego wina
  • sól morska i świeżo zmielony czarny pieprz
  • 4 duże garście mieszanych grzybów leśnych ( nie zastępujcie ich pieczarkami, bo to nie będzie już to!!! ), my użyliśmy świeżych borowików, trzeba je oczyścić i pokroić w plasterki
  • listki oberwane z kilku gałązek natki pietruszki, super pasuje i nie żałujcie jej, bo daje super smak (my daliśmy ok garstki posiekanej natki)
  • sok z połowy cytryny
  • 20 g masła
  • garść świeżo startego parmezanu, lub grana padano
I zabieramy się do roboty ;)

Przygotowanie ryżu:

Podgrzewamy 1 litr bulionu w garnku (ma być bardzo gorący) i trzymamy go na małym ogniu, tak by utrzymywać jego wysoką temperaturę. Do miseczki wkładamy suszone grzyby i zalewamy niewielką ilością gorącego bulionu, trzymamy grzyby ok 10-15 minut, aż zmiękną, a następnie wyjmujemy je z bulionu i drobno siekamy. Nie wylewamy bulionu z miseczki po grzybach!
I teraz, gdy powyższe kroki za nami, wyjmujemy duży rondel i rozgrzewamy kilka łyżek oliwy, dodajemy cebulę i jeśli mamy, to również seler (my go nie mieliśmy). Smażymy ok. 10 minut na maleńkim ogniu, aż cebula zmięknie, ale nie dopuszczajcie do jej zrumienienia. Następnie zwiększamy ogień i dorzucamy ryż, mieszamy, następnie dolewamy duży kieliszek białego wina, mieszamy, aż ryż go wchłonie. Następnie wlewamy przez sitko bulion z moczonych, suszonych grzybów, dodajemy posiekane, suszone grzyby, sól i pierwszą chochlę naszego bulionu, który cały czas sobie pyrczał, gdzieś na bocznym palniku ;) Zmniejszamy ogień i czekamy, aż ryż powoli będzie wchłaniał bulion, sukcesywnie dolewamy bulion , od czasu do czasu mieszając ryż. Pamiętajcie, że od chwili wlania pierwszej porcji bulionu, ogień ma być maleńki, a sam ryż będzie  wchłaniał cały bulion ok. 30 minut. Gotowy ryż ma być miękki, ale też ma stawiać lekki opór przy nadgryzaniu (coś jak makaron al dente). Gotowy zdejmujemy z ognia, dodajemy masło, parmezan i wszystko mieszamy.
Risotto powinno być lśniące i mieć półpłynną konsystencję, dlatego w  razie potrzeby dolewamy jeszcze bulionu, przykrywamy rondel, odstawiamy na 3 minuty i ponownie sprawdzamy, czy trzeba dodać przypraw, bądź parmezanu.

Przygotowanie grzybów:

Przygotowujemy je w czasie, gdy gotujemy nasz ryż.
Na dużym ogniu stawiamy patelnię do grillowania i smażymy na niej (na sucho) świeże, leśne grzyby. Jeśli mamy bardzo dużo grzybów robimy to partiami. Usmażone grzyby przekładamy do miski, dodajemy posiekaną natkę pietruszki, sól, pieprz, sok z cytryny. Mieszamy.

Gdy wszystko jest już gotowe, nakładamy na talerze porcje risotta, a na nią grillowane grzyby. Posypujemy wszystko parmezanem i skrapiamy oliwą.

SMACZNEGO !!!

poniedziałek, 15 października 2012

Dior Eye Designer - moja nowa zdobycz

Witajcie ;)
Dzisiaj pokażę Wam prezent od mojego ukochanego męża ;) Paletkę kupił na lotnisku we Frankfurcie i chyba zaczyna mnie za bardzo przyzwyczajać do takich cudowności.  Swoją drogą ja z lotnisk zazwyczaj wracam z pustymi rękami, bo jakoś nie mogę się na nic zdecydować. Na tą paletkę zamówienia nie było i czasem się zastanawiam skąd mój M. wie jak sprawić mi radochę ;)

A teraz czas na kilka zdjęć mojego nowego nabytku ;)


Paletka znajduje się w welurowym opakowaniu, bardzo ładnym zresztą, tylko niestety lubi się z wszelkimi paproszkami. Etui ma dwie komory, jedną na paletę, drugą na mini maskarę.


Paleta posiada bardzo duże lusterko, co dla mnie, okularnika z wadą -4 jest ogromną zaletą (kto nosi okulary i ma podobną wadę na pewno wie o czy mówię). Jak widzicie na zdjęciu, w środku znajduje się plastikowa nakładka, którą w pierwszym odruchu miałam zamiar wyrzucić, ale mój M. stwierdził, że ona powinna zostać, bo liner nie będzie wysychał, a same cienie nie zasypią wszystkiego dookoła. Racje miał, zresztą jak zwykle  ;).

A teraz co się mieści w samej palecie (na tym zdjęciu kolory nie są przekłamane i odcienie cieni wyglądają prawie jak w rzeczywistości).




I teraz co w niej mamy:

1. Trzy cienie :
  •   525 Rose pale - powiedziałabym, że jest to beżowo- różowy cień z różowymi drobinkami, 
  •   736 Marron clair - jest to ładny, średni brąz, odcień jest chłodny, wykończenie wg mnie bardziej        satynowe,
  •   765 Shine marron-  cień przeznaczony raczej do konturowania, dosyć ciemny brąz o ciepłym    odcieniu, posiada delikatne różowawe drobinki.

2. Dwustronna pacynka

3. Czarny liner, który daje ładny, delikatny efekt i jest nie do zdarcia ;)

4. Wosk do brwi, w ładnym brązowym odcieniu. Używam go do wypełniania brwi na całej powierzchni, a brakujące włoski domalowuję eyelinerem też z tej paletki. Sposób super się sprawdza, a efekt jest bardzo naturalny.

4. Pędzelek dwustronny, jeden do eyelinera, drugi do wosku, swoją drogą bardzo dobrze wykonany.

5. Mała pęsetka

6. Mini mascara DiorShow Extase w kolorze czarnym.


Poniżej możecie zobaczyć jak prezentują się cienie bez bazy (tego najjaśniejszego nie widać, bo ma kolor mojej skóry ;), liner i wosk do brwi. W niedalekiej przyszłości postaram się zrobić makijaż oczu i brwi wykonany tylko tą paletką, oczywiście wkleję Wam zdjęcie, to będziecie mogły ocenić ją w akcji.



Na koniec coś mniej przyjaznego, czyli cena ;( Koszt paletki to ok 50 euro na lotnisku.

sobota, 13 października 2012

Clarins Gloss Prodige Candy- błyszczyk idealny

Witajcie,
dzisiaj przedstawię Wam mojego błyszczykowego ulubieńca ;) Od dłuższego czasu miałam duży problem ze znalezieniem takiego idealnego, czyli z odpowiednią konsystencją, kolorem, zapachem itd. W swoich mini zbiorach miałam błyszczyki różnych firm i tych tańszych i tych droższych, niestety większość z nich leżała w szufladzie, a ja używałam bezbarwnego sztyftu z Neutrogeny (zresztą jest całkiem, całkiem ;). I tak po długich poszukiwaniach udało mi się znaleźć ideał, a jest nim błyszczyk z Clarinsa, seria Gloss Prodige  w kolorze Candy.Odpowiada mi w nim absolutnie WSZYSTKO !!!

A teraz czas na jego plusy:

1. Kolor !!! Szukałam błyszczyka, który będzie idealnie stapiał się z kolorem moich ust, tzn. że będzie je ładnie podkreślał, pogłębiał ich naturalną barwę i nadawał im intensywność, ale równocześnie nie chciałam, aby zmieniał mój naturalny kolor ust. Może dla wielu z Was znalezienie takiego błyszczyka nie stanowi najmniejszego problemu, jednak naturalny kolor moich ust to dość intensywny kolor czerwony i jeśli odcień błyszczyka odbiega od mojej naturalnej czerwieni to zawsze gdzieś tam spod spodu będzie się ona brzydko przebijać.
2. Konsystencja również bardzo mi odpowiada, jest dosyć gęsta powiedziałabym tak w sam raz, błyszczyk nie jest lepiący.
3. Trwałość jak dla mnie jest zadowalająca. Wprawdzie, nie utrzymuje się kilka godzin, jednak ja jestem z tych osób, które błyszczyki zjadają w trybie ekspresowym, a ten jest w stanie mi się oprzeć przez ok. 1,5-2 godzin więc nie jest najgorzej. Ściera się stopniowo, dzięki czemu usta cały czas wyglądają ładnie.
4. Posiada delikatne złote drobinki, ale nie wyglądają one nachalnie. Ja osobiście nie przepadam za błyszczykami z ogromnymi ilościami drobinek, jednak tutaj sprawdzają się one dobrze, chyba ze względu na ich niewielką ilość. Dają ładny efekt rozświetlenia.
5. Opakowanie jest prześliczne i wydaje mi się dosyć luksusowe ;) Podoba mi się !!!
6. Zapach jest owocowy i baaaardzo przyjemny ;)

Minusy ciężko mi dostrzec, no może z wyjątkiem ceny (75 zł).

A teraz czas na kilka zdjęć, które niestety nie do końca odzwierciedlają jego piękny intensywny odcień (najbardziej zbliżony do rzeczywistego jest kolor na zdjęciu nr 2).

                      


Na ustach odcień jest bardziej intensywny niż na zdjęciu poniżej, jednak drobinki są tutaj dość dobrze widoczne.


Znacie ten błyszczyk? Jeśli tak, to co o nim myślicie?